Fotografia Adama Pietrasiewicza
Adam Pietrasiewicz
Widziane z pozycji siedzącej
czyli
co mam do powiedzenia na tematy bieżące i ponadczasowe.

E-book - historical fiction

Przejście do strony na której można kupić ebook Powroty

Co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Czy jesteś dla kogoś najważniejszy?

26 października 2020

kobiece ręce otaczają filiżankę z kawą, męska ręka połozona jest na lewej ręce kobiety.

To ciekawe, że problem, o którym tu napiszę nie wydaje się interesować za bardzo psychologów. Mam wrażenie, że nigdy nikt mi o tym nie opowiadał, a chyba nie jestem sam w takiej sytuacji. Jestem? Napiszcie proszę po przeczytaniu.

Jak się urodziłem, to byłem najważniejszy pod Słońcem dla mojej mamy. To ważne, bo jeśli człowiek nie jest najważniejszy dla swojej mamy, to wyrasta zazwyczaj na patologicznego typa i ma kiepskie życie.

Ja mam dobre życie. Ktoś, komu opowiedziałbym w skrócie to co widziałem, to co zrobiłem, to co osiągnąłem, powiedziałby zapewne, że mam fajne życie. Bo faktycznie - mam szczęście. Mam wrażenie, że worek z nieszczęściami pękł w moim życiu tak naprawdę raz, gdy ze wspaniale rozwijającego się, dorodnego dziecka stałem się dzieckiem niepełnosprawnym.

Powie ktoś: TRAGEDIA! Pewnie, że tragedia, szczególnie dla moich rodziców. Ale dziś, po dziesięcioleciach mogę stwierdzić, że być może wcale nie taka tragedia, być może faktycznie wyczerpałem wtedy cały zapas nieszczęść mojego życia i potem już nic złego mnie nie spotkało. Potem wszystko układało się wspaniale, a wręcz przez wiele lat miałem wrażenie, że los jakby chciał mi zrekompensować to, czym mnie najpierw doświadczył, i raz za razem spełniał moje marzenia.

Pewnie, że nie obyło się bez kłopotów, szczególnie, że zazwyczaj spełnianie marzeń wcale nie prowadzi do poczucia szczęścia, gdyż ludzie zwykle mają głupie marzenia. Przynajmniej moje nie były zbyt mądre i gdy się spełniały jedno za drugim, to się potem okazywało, że lepiej byłoby, żeby się nie spełniły. Albo przynajmniej nie w całości.

Zauważyłem jednak, że jest coś, czego nie doświadczyłem i czego zapewne nigdy już nie doświadczę. Otóż poza okresem dzieciństwa nigdy nie byłem dla nikogo najważniejszy na świecie. Coraz częściej o tym myślę i coraz częściej odczuwam jakiś taki żal, że jest coś, czego nigdy nie przeżyłem. Szczególnie, że w drugą stronę to już tak nie było - miałem (i mam!) przy sobie osoby, które były (i są) dla mnie najważniejsze, ważniejsze od wszystkiego innego. Tylko, że ja nigdy nie byłem i nie jestem dla nich najważniejszy.

Od paru lat coraz bardziej wyraźnie to odczuwam, a co najśmieszniejsze potrafię obliczyć poziom MOJEJ ważności u moich bliskich, ważnych i najważniejszych dla mnie ludzi. W najlepszym przypadku byłem (dawno i stosunkowo krótko) na trzecim miejscu ważności. A tak, to jestem na piątym, może czwartym miejscu. Tu nawet nie chodzi o to miejsce, tu chodzi o to, że NIE NA PIERWSZYM.

Inni ludzie mają swoją hierarchię ważności w swoim świecie, tak jak i my mamy naszą. Widać to na przykład gdy się chcemy z kimś spotkać, pogadać. I gdy na naszą propozycję słyszymy odpowiedź "przepraszam, ale nie dam rady, bo muszę [COŚ TAM ROBIĆ]", to oznacza to po prostu, że to COŚ TAM jest od nas ważniejsze. To wskazanie hierarchii, zrozumienie jej, wcale nie musi oznaczać, że się to osądza, albo od razu określa jako "złe". Całkiem naturalne jest, że jakiś nasz znajomy uważa, że jego praca jest ważniejsza od spotkania z nami, a inny znajomy uważa, że zaplanowane wyjście do kina ż żoną jest ważniejsze od pogadania z nami przez telefon. Każdy instynktownie opiera się w swoich reakcjach na swojej hierarchii ważności, którą sobie zbudował w wyniku własnych doświadczeń, swojego wychowania, na podstawie interakcji z otoczeniem.

Może to być na przykład:

  1. Dziecko/dzieci
  2. Mąż/żona
  3. Rodzice
  4. Bliski przyjaciel/przyjaciółka
  5. Praca
  6. Dalsza rodzina

Kolejność może się zmieniać, choć wydaje mi się, że ta, wskazana powyżej jest najbardziej logiczna. Przynajmniej dla mnie - najważniejsza jest przyszłość (dzieci), potem teraźniejszość (partner), potem przeszłość, a potem reszta świata, którego elementy mogą mieć różną kolejność. Ta kolejność ewoluuje, no i oczywiście będzie inaczej wyglądać gdy nie ma dzieci, albo dzieci już są dorosłe i żyją własnym życiem! Dla młodych, zakochanych to partner zazwyczaj jest, choć przez krótki czas najważniejszy. Albo przynajmniej powinien być. Jak się kogoś naprawdę kocha, to cały świat powinien być mniej ważny - tak się przynajmniej wydaje. Gdy zostajemy dziadkami, to znów możemy być dla siebie naważniejsi, chyba że ważniejsze będą wnuki...

Tyle, że wszystko zazwyczaj jest o wiele bardziej skomplikowane. Więzy tworzące się w wyniku doświadczeń życiowych zakłócają "naturalną" hierarchię ludzi i spraw, i u jednych to praca staje się najważniejsza, a u innych starzy rodzice. Znów trudno jest to osądzać, oceniać, przyklejać etykietkę dobrego i złego. Tak po prostu jest i zazwyczaj nie da się tego zmienić.

Faktem jest jednak, że każdy chciałby być jak najwyżej w hierarchii. Myślę, że (zazwyczaj nieuświadomiona) zbyt niska pozycja w hierarchii partnera prowadzi do dramatów i rozstań, których wcale by mogło nie być, gdyby każda strona uświadomiła sobie i zaakceptowała hierarchię drugiej strony.

Ja zaakceptowałem. To bardzo ułatwia pogodzenie się z nieuniknionym, ułatwia też zwyczajnie życie. Dzięki takiej akceptacji człowiek się mniej denerwuje, lepiej rozumie co się dzieje, spokojniej przyjmuje drobne niepowodzenia, gdy "chce dobrze", a tu coś nie wychodzi.

Ja zaakceptowałem.

Ale żałuję, że nigdy, u nikogo poza mamą nie byłem na pierwszym miejscu.

A ty?

Następny tekst


Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: uruchom subskrypcje kanału RSS

kliknij, jeśli tekst ci się spodobałkliknij, jeśli tekst ci się nie spodobał
Skomentuj

Pewne sprawy muszą być jasne - to jest MÓJ blog, więc to ja decyduję o tym, co się na tych stronach pojawi, a co nie. Tak więc gdyby ktoś chciał wypisywać tutaj rzeczy, których nie chcę tu widzieć (myślę głównie o jakichś wulgaryzmach, spamie itp), to je po prostu usunę. Takie jest moje zbójeckie prawo. (Merytorycznych, ale krytycznych wobec mojego tekstu uwag nie usuwam.)...aha, i jeszcze jedno - w komentarzach nie wolno umieszczać linków.





Handyman

27-10-2020 00:14:06 z numeru IP: 92.22.220.159

A ja jestem introwertykiem i mi jest bardzo dobrze sam ze sobą. Nie zależy mi na byciu u kogoś tym pierwszym. Mam bardzo dużo znajomych, żone ale najlepiej czuje się sam ze sobą. Lubie poczytać coś wartościowego porozmyślać nad tym, czas mi płynie tak szybko że często żałuje że muszę iść spać. Jestem osobą wierzącą i u mnie tym pierwszy jest Bóg potem żona potem rodzina reszty unikam bo mnie nudzą.